czwartek, 28 stycznia 2016

można



Jeśli wziąć CPI (indeks cen konsumpcyjnych, w odróżnieniu od wzrostu cen złota, nieruchomości, papierów, etc) to jest on w dłuższym okresie powiązany z relacją płac do wydajności pracy. Zakładam, że system się domyka, czyli nie korzysta ze źródeł zewnętrznych. Tzn. jeśli płace dłużej rosną szybciej niż wydajność pracy to powstaje presja inflacyjna. Trudno o większą oczywistość w ekonomii. Ale włączając finezyjną analizę i politykę, deflacja też jest równie zabójcza jak inflacja. Bo życie jest jak jazda na rowerze – powiedział mi dzisiaj rano pan Józek, dozorca domu. Szczególnie życie ekonomiczne, jak sądzę.
W latach 1970 kraje rozwinięte z USA na czele przeżywały okres inflacji. Potem, a nawet wcześniej, odkryto, że inflacja jest zjawiskiem pieniężnym (M. Friedman), a nie podażowym, jak dowodzili neokeynesiści i progresywni ekonomiści. Można się nie zgodzić w tym sensie, że za polityką pieniężną, która bezpośrednio wpływa na podaż pieniądza i CPI, stoją mikroekonomiczne polityczne decyzje i regulacje, np. rynku pracy z prawem i prkatyką związkową włącznie. W Japonii lat 1990+, i w ostatnich dekadach w pozostałych krajach rozwiniętych rynek pracy nie wymuszał nadmiernego wzrostu płac, stąd inflację utrzymywano na komfortowym poziomie 1-3%. Aż w obecnym kryzysie, napędzanym przez cykliczny kryzys koniunktury plus ogromny nawis złych kredytów z konsumenckimi na czele, które najpierw trzeba spłacić/umożyć zanim się rozkręci konsumpcję na nowo, powstała presja deflacyjny. Stąd popularne, szczególnie w Japonii ale nie tylko, są tezy o poluzowaniu gorestu na płacach. Zasiłek dla bezrobotnych w USA pobiera się dłużej niż kiedykolwiek w historii. Wlewa się miliardy w banki i przedsiębiorstwa, kredyt jest tani … i powoli machina nabiera rozpędu. Zatrudnienie rośnie, ale jeszcze nie w Europie.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz